Zapraszam w podróż wędkarską ale i nie tylko do Norwegii, Szwecji i Finlandii. Znajdziecie tu informacje wędkarskie ale i również garść turystyki, kuchni i kultury tej części Europy. Informacje jak dojechać, gdzie zamieszkać, gdzie łowić, ile to kosztuje a przede wszystkim dlaczego warto jechać do Skandynawii.

wtorek, 1 marca 2016

Licencja na połów ryb, pstrągów w jeziorze. Norwegia.




Niedaleko miejsca, w którym mieszkaliśmy w Norwegii znajdowało się jezioro w którym można było łowić ryby. W tym celu przygotowane były specjalne miejsca, małe cypelki lub pomosty. Wokół jeziora biegła asfaltowa droga przy której znajdowały się nieduże parkingi na jeden lub dwa samochody. Woda w jeziorze krystalicznie czysta a widoki wokół przepiękne. 

Pewnego słonecznego dnia wybraliśmy się tam by w odróżnieniu od morskich połowów, gdzie mamy do czynienia z aktywnym wysiłkiem fizycznym – wyciąganie dorszy, czarniaków z dużych głębokości to frajda ale i dobra siłownia – połowic w spokoju ze spławikiem na robala.



Obok jeziora, trochę na uboczu, znajdowała się mała drewniana chatka, do której prowadziła wąska piaszczysta dróżka. Wymalowana farbą na desce informacja „trout lake licence” wskazywała jednoznacznie, że tam zakupimy stosowne pozwolenia na legalny połów ryb.
Pod dotarciu do chatki, obeszliśmy ją dookoła ze dwa razy ale nikogo nie było, żywej duszy. Dopiero po chwili zauważyliśmy, że na ścianie domku ktoś umieścił napis „licence” i strzałkę, która wskazywała na skrzynkę na listy, a raczej dwie skrzynki.



Pierwsza skrzynka była otwarta i znalazłem tam małe papierowe koperty z doczepioną kartką papieru oraz długopis. Na wewnętrznej stronie drzwiczek tej skrzynki widniała instrukcja postępowania, jak się okazało, w celu zakupienia licencji na połów ryb. I tutaj największe zaskoczenie, otóż zgodnie z instrukcją, należało do koperty wsadzić należną kwotę pieniędzy w NOK lun EUR i ją zakleić. Następnie na doczepionej kartce, która okazała się samokopiująca, należało wypisać dzień połowu, imię i nazwisko. Po wykonaniu trzeba było oderwać kartkę, wsadzić ją do kieszeni jako potwierdzenie uiszczenia opłaty, a kopertę z pieniędzmi wrzucić do drugiej, zamkniętej skrzynki.

I tyle w temacie zakupu licencji na połów ryb. 



Natomiast to nie koniec „dziwnych” patentów na jakie się tam natknęliśmy. Otóż obok wspomnianego powyżej domku był nieduży kawałek zaoranego poletka z wbitymi szpadlami i widłami. Oczywiście w ziemi piękne i tłuściutkie rosówki, no i nie musieliśmy brać ich do kieszeni bo Norwedzy obok szopki postawili podajnik na małe plastikowe opakowania na robaki. 

No i jeszcze jedno, rolka worków foliowych na pozostałości po patroszeniu ryb, żeby nie wrzucać do wody lecz do worka i ustawionych koszy na odpadki. 

Aha, był jeszcze zbiornik/wanna z jakąś cieczą by wypłukać w niej wędki przed i po wędkowaniu. Pewnie chodziło o dezynfekcję, tak myślę.

Powiem wam, dziwny to kraj, dziwni ludzie ale wszystko takie jakieś normalne, nastawione na komfort, by ułatwić życie. Przynajmniej takie mam wrażenie po dziś dzień. 

P.S.

Tak się zastanawiam, czy PZW nie mogło by zastosować takiego rozwiązania pobierania opłat za wędkowanie w Polsce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz